Najnowsze wpisy


Rozwijam myśl
Autor: swietoszka
03 stycznia 2017, 13:16

 

 

 

 

 

Powracając do wczorajszego posta. Jako gówniara w wieki 13-14 lat było tragicznie. Totalne gówno, zero perspektyw, ojciec alkoholik który zaczynał się sypać, brak zaczepienia intelektualnego w czymś co rozwija i tłuczenie materiału w podstawówce na 5 i 6 bo to jest jedyny cel, podczas gdy ojciec na kazdym zakonczeniu roku leżał w rowie i bałam sięże ktoś z mojej klasy mógłby to zauważyć. Na studia nie pójdę bo nie ma za co. Zarobki na takim poziomie że ledwo wyżyjesz, a na tyle wysokie że pomocy znikąd. Ciało traktujesz jak śmiecia, bo każdej nocy jedynie w zaspokajaniu się widzisz chwilę ulgi fizycznej i mozesz zasnać, astma nie pozwala na bieg bez ograniczeń.

Co było ucieczką?

Książki, fascynacja i hobby, ziarenko zasadzone w czasach gdy jeszcze Ojciec kontaktował i próbował wbić do głowy pożyteczne umiejętności. Na moje szczęście zasadził ich wystarczająco przed śmiercią, bym nie zdołała ich do tej pory zgłębić. Jakimś cudem wokół pojawiła się przyjaciółka, która nauczyła mnie grać na gitarze. Która zabrała do Kościoła (bo przecież ochrzczona byłam, Komunia przyjęta). Dla niej było to jak tlen, jakby chodziła na herbatę do starszego brata, do dobrego przyjaciela. Jak do Matki która utuli żal. A ja czułam się jak ktoś kto przychodzi i nie zna zasad dobrego zachowania przy stole. Kiedy wstać, kiedy siedzieć, co mówić. Jednak ona na to nie zważała i pomagała. Godzin w 1-2 razy w tygodniu gdy uciekałam myślami od tego co jest w domu.Kolene ziarenko które ciężko było zasiać babciom i rodzicom a udało się to takiej niewinnej osóbce.

 

Dlatego usilnie trzymam się myśli że jest Bóg który jest każdego dnia przy mnie. Bo pokazuje mi osoby które odkrywają we mnie to, czego ja bym nie podejrzewała.

Po tym najgorszym okresie 13-14 lat zaczęłyśmy z mamą wychodzić na prostą. Nagle mama miała pracę. Nagle pojawił się przy niej mężczyzna który pokazał mi trochę jak pełnić rolę niego innego, trzeźwego ojca. Nagle pojawił się mój obecny narzeczony z którym jestem 7 lat. Nagle chciałam z radości zaryzykować i podbić świat bo uwierzyłam że książki które przeczytałam i to co mam w głowie, czyli moje umiejętności pozwolą mi samodzielnie żyć.

I tutaj widę Boga. Bo nie stoczyłam się na dno. Nie poszłam w ślady ojca, ale zachowałam jego nauki które teraz bywają niezbędne.

 

No i oczywiście ż mam poranienia. Złe wspomnienia, złe wybory,wstydliwe zachowania. Ale gdy patrzę w przyszłość to widzę że jest tylko jaśniej. Że zaczynam być bardziej pewna tego czego chcę.

Spostrzeżenia dnia dzisiejszego
Autor: swietoszka
Tagi: nauka   wiara   zycie   analogie   codzienne rozterki  
03 stycznia 2017, 01:21

 

Hej. Późno dziś. Muszę wylać część moich mysli gdzieś w eter by przymknąc oko i jutro jakoś funkcjonować. Papier jest zbyt gadatliwy jeśliby coś na nim napisać.

Lubię szukać analogii między codziennymi wyborami a nauką. Między czymś co dowiedziono wzorem matematycznym czy logiczną formułą, a potem to samo działa na naszych decyzjach, relacjach, odczuciach.

Jestem osobą wierzącą. Wierzącą w Boga który jest w trzech osobach chociaż nie potrafię tego pojąć umysłem. Wierzę w Boga który stał się człowiekiem tylko po to by swoim cierpieniem wyrwać każdego z nas z grzechu. Po prostu wierzę. I staram się pogłębiać wiarę rozważaniem, modlitwą, czytaniem Biblii i jednocześnie nie dać się zwariować całemu światu dookoła.

Jak byłam młodsza zastanawiałam się nad pewną historyjką zamieszczoną w tym miejscu  :

     http://www.vismaya-maitreya.pl/miecz_prawdy_definicja_wiary.html

Tak bardzo mi się spodobała! Tyle że... im dłużej się nad nią zastanawiałam, tym bardziej coś mi w niej nie pasowało. Oczywiście w googlach wyswietliło się że to bujda, że w sumie to są tam poczynione złe założenia filozoficzne etc. W tamtym czasie logika i filozofia w czystej postaci nie interesowały mnie zbytnio, ale postanowiłam to sobie sama rozważyć.

W tym momencie pojawi się mały spojler, więc jak ktoś nie przeczytał jeszcze to zapraszam.

Generalnie koncepcja zła, kiedy nie ma dobra. Okej, brzmi dobrze. Małą dziewczynka jest bita przez ojca który nie wypuszcza jej w domu. Nie ma dobra, nie ma okazywania miłości, więc zostaje samo zło, cierpienie i rozpacz. Tyle że wiara mówi ze Bóg jest wszędzie i jest z nami zawsze. Że jest i w tej dziewczynce i gdzieś w tym ojcu. Juz się to kłóci z wiarą. Przygotowuje nas to do myśli, że Bóg nie interesuje się małą biedną dziewczynką bo nie ma na nią czasu? Niee... Tak być nie może. Każdy z nas miał conajmniej jedną taką sytuację, gdy miał totalne gówno w życiu. Ktoś umarł, coś złego się stało, bezradność, zagryzanie zębów do bólu. I zawsze był jakiś promyczek który z tego gówna wyprowadzał i to od nas zależało czy w stronę tego promycza pójdziemy

Jutro może napiszę coś od siebie na ten temat? Bo u mnie tak było. I im dłużej żyję tym więcej to promyczków wyłapuję.